Najpopularniejsi autorzy

Jolanta Ambroziak Jolanta Ambroziak Redaktorka
Marta Jesionowska Marta Jesionowska Ekspertka
Weronika Wirtel Weronika Wirtel Ekspertka
Alexandra Kunowska Alexandra Kunowska Ekspertka

Strona główna    /    Artykuły    /    Event Manager – najbardziej stresujący zawód na świecie


Event Manager – najbardziej stresujący zawód na świecie

Event Manager – najbardziej stresujący zawód na świecieNa zdjęciu: Seweryn Jakubiec Event Manager - najbardziej stresujący zawód na świecie

Portal CareerCast opublikował kolejny raz listę najbardziej stresujących zawodów na świecie. W pierwszej piątce znalazły się: żołnierz, generał, strażak, pilot samolotu i event manager. Ranking prowadzony jest od 1995 i ta profesja wciąż ląduje w TOP TEN.

Jak każde zestawienie, to też będzie pewnie dla wielu dyskusyjne, jednak myślę, że może być cenne dla osób planujących swoją karierę zawodową. A ja chciałbym pobawić się w polemikę i spróbować zmienić tę kolejność.

Najbardziej stresujące zawody na świecie.

W pozostałej dziesiątce rankingu znalazł się też PR manager, policjant, dziennikarz, czy taksówkarz. Na pierwszy rzut oka trudno z powyższym zestawieniem się nie zgodzić. Żołnierz strzela, strażak idzie w ogień, a pilot siedzi w kilkuset tonowej puszce w powietrzu. W powietrzu! Nikt przy zdrowych zmysłach bez specjalistycznego przeszkolenia i przekonania nie będzie dobrowolnie wystawiał się na taką odpowiedzialność i stres z nią związaną. Choć daleki jestem od deprecjonowania tych poważanych profesji, to po nastu latach pracy w branży zebrałem trochę przemyśleń, które sprawiają, że zawód event managera postawiłbym zdecydowanie wyżej wśród tych najbardziej stresogennych. Dlaczego? Poniżej garść subiektywnych argumentów.

Oczekiwania. Każdy z nas ma choć ogólną świadomość, z czym się wiąże praca w zawodach mundurowych (tak dla uproszczenia określę pierwszą czwórkę). A konia z rzędem temu, kto wie/wiedział, w co się ładuje, zaczynając pracę w eventach. Niestety ciągle pokutuje stereotyp, że jesteśmy bandą robiącą imprezki. A oczywiście to kusi. I wielu z nas tylko na podstawie strzępków informacji i atrakcyjnych fotosów decyduje się na taki wybór. Niestety potem przychodzi rzeczywistość i bardzo szybka weryfikacja tych wyobrażeń. W armii jasno mówią, że nie będzie lekko. Nam nikt nic nie mówi.

Wykształcenie. Poza nielicznymi możliwościami kształcenia (przy okazji drobna promocja) event manager uczy się przede wszystkim na żywym organizmie eventu. No bo czy ktoś widział event na próbę? O, zrobimy konferencję na 300 osób, ale jak siądzie sprzęt albo nie dojadą hostessy, to spróbujemy jeszcze raz następnego dnia, a klient na pewno za to zapłaci. Ha-ha! Mundurowi przechodzą wieloletnie, ciężkie szkolenie i trening. Uczą się jak działać pod presją i w stresie, w niebezpiecznych warunkach. Żołnierz non stop lata po poligonie, pilot lata w symulatorze.

Koniunktura. Wydatki na eventy (tak jak i cały marketing) są bardzo podatne na wahania gospodarki. Pierwsze idą do odstrzału w budżetach i jedne z ostatnich wracają do gry. Taki brak stabilizacji sprawia, że w branży trwa nieustanna pogoń za briefami i brak pewności jutra (czyli stałego kontraktu). To przekłada się na komfort pracy. Żołnierz i strażak to zawód pierwszej potrzeby, ludzie latać muszą. A przecież eventy każdy robić może.

Prestiż. Mundurowi znajdują się bardzo wysoko w hierarchii społecznej. A w eventach, poza branżowym uznaniem, laurów raczej niewiele. Oczywiście, satysfakcja z udanego projektu jest bezcenna, ale kto wie, czyja to jest zasługa? Nieliczni. Ladies and genlteman, this is your captain speaking.

Finanse. Godziny spędzone nad budżetem, wyceny u podwykonawców, użeranie się z działem zamówień, pilnowanie rentowności… W samej produkcji każdy błąd ze strony event managera może kosztować konkretne pieniądze i wpływać na reputację całej agencji. No i te miesiące oczekiwania na płatności. Ręka w górę, kto wysłał kiedyś do klienta otwarty kosztorys!

Wielozadaniowość. I znowu – mundurowi operują w paśmie zadań wyspecjalizowanych i jasno określonych. Wszechstronność zawodu EM jest dla mnie bezdyskusyjna. Czym innym jest praca nad briefem i kreatywność, inną rzeczą logistyka i budżety, a zdecydowanie inną bezpośrednia produkcja. A ta wszechstronność wymaga wiedzy, doświadczenia, sił i dobrej znajomości samego siebie. Dlatego tak ważna w tym zawodzie jest higiena pracy, często traktowana po macoszemu. Posiadanie jakiejś odskoczni w postaci pasji jest doskonałym antidotum na stres.

Zmienność/nieprzewidywalność. O tym pewnie można by zrobić osobny wpis. Ilość pracy, jaka idzie do kosza, jest czasami niewyobrażalna – kreacja, wyceny, projekty, scenariusze. Zmiany na każdym etapie i brak decyzyjności niejednego potrafi przyprawić o stan przedzawałowy. I ilu uczestników wydarzenia, tyle potencjalnych problemów. O nieśmiertelnym diable, który tkwi w szczegółach, już nie wspomnę.

Wiek. Na zachodzie niczym nadzwyczajnym jest spotkanie czterdziesto-, pięćdziesięcioletniego event managera. W Polsce to wciąż młodzi ludzie, choć fakt, że już całkiem doświadczeni. Po części to kwestia wieku naszej gospodarki, a po części fakt, że to robota niby na chwilę. Wiedza, jak radzić sobie ze stresem, przychodzi dopiero po wielu, wielu latach. Najlepsi piloci to ci w kwiecie wieku. Zaś w służbach mundurowych istnieje możliwość wcześniejszego przejścia na emeryturę, między innymi ze względu na trudne warunki pracy.  

Zależność. Hierarchia w służbach mundurowych jest jasna do bólu. A pilot na niebie jest królem. Event manager znajduje się w samym centrum tygla, w którym kłębią się różne grupy interesu: klienci, podwykonawcy, koledzy z teamu i szefowie, uczestnicy, administracja, managerowie venue. Każda z tych grup ma inne oczekiwania, inaczej z nią należy rozmawiać i czego innego oczekiwać. Bo na końcu event manager zawsze jest sam.

Odpowiedzialność. Mundurowi mają przypisaną odpowiedzialność na określonych odcinkach, która jasno wynika z ich stopni i doświadczenia. Ba! Nikomu nie przyjdzie do głowy wyjście poza szereg. Event management to nieustanne przekraczanie granic. Odpowiadamy za wszystko, od A do Z, od briefu do wystawienia faktury. Oczywiście, im większy event, tym większy team producencki. Ale w 80-90% przypadków tylko jedna osoba ma wszystko na głowie.

I na koniec: pogoda. Pilot obleci chmurę, żołnierz zmoknie w okopie, a strażak będzie skakał z radości (OK, podczas powodzi pewnie niekoniecznie). Ponoć mówią, że nie ma powodu się stresować rzeczami, na które nie ma się wpływu. Taaa, jasne.

Tyle jeśli chodzi o event managera. Nie mogę zapomnieć jednak o osobach, które zajmują się wyjazdami incentive – to przecież też event! A tam dodatkowo: spóźniony samolot, zagubieni uczestnicy, niekompetentny lokalny partner, różnice kursowe, różne strefy czasowe, męczące przeloty/przejazdy, mało znane środowisko, różnice kulturowe i religijne, kapryśna pogoda… Chapeau bas, panie i panowie!

Wiem, wiem. Nie walczyłem, nie gasiłem, nie pilotowałem. Pewnie na każdy z powyższych argumentów znajdzie się kontra ze strony przedstawicieli pozostałych zawodów. I tak, stres chwilowy jest tu nieporównywalny. Ale warto jednak wiedzieć, że każde z przytoczonych przeze mnie wyżej wyzwań w pracy może przyprawić o solidny zawał, a przynajmniej mocny ból głowy. Zaś zbierając wszystko powyższe razem (bo te rzeczy dzieją się zazwyczaj równolegle) i patrząc na całe zagadnienie z perspektywy czasu, myślę, że event manager mógłby być pretendentem do lidera w rankingu. A nawet jeśli nie to… hej klienci i pracodawcy – jesteśmy w TOP FIVE!

Tekst ten jest też wynikiem spotkań, które odbyłem ostatnio w ramach projektu Lifetramp. Dostrzegam dużą rozbieżność między tym, czym naprawdę jest ten zawód, a wyobrażeniami ludzi. Mam nadzieję, że ta garść informacji komuś się przyda.

Bo to najfajniejszy zawód na świecie :).

PS A o tym, jak radzić sobie ze stresem, można np. poczytać tutaj.  

Seweryn Jakubiec Chief Operations Officer, Poland Concept DMC